Prace zamieszczone na tym blogu (jak i szablon) są mojego autorstwa.Więc uszanuj moją pracę jak i czas spędzony przy tym i nie umieszczaj ich na innych stronach! Dziękuje! :D

wtorek, 22 marca 2022

Rozdział 66/ +16

 



_______________________________________________________________



Było już bardzo późny wieczór. Cała paczka siedziała w salonie i nerwowo wyczekiwała na powrót przyjaciela. Jonghyun, już dawno powinien był wrócić z nagrań audycji radiowej, a nadal go nie było. Niepodobnym też był fakt, że nie dał nikomu znać, o ewentualnym braku powrotu do domu, bądź powrocie, o późniejszej porze. Zawsze oddzwaniał w takich sprawach do Kibuma, bądź Jinkiego.
Mężczyźni wykonywali raz po raz, po kolei połączenia telefoniczne, jednakże za każdym razem włączała się poczta głosowa. To samo działo się w przypadku ich kierowcy i ochroniarza, co już w ogóle było już bardzo dziwne.
- Gdzie on do cholery się podziewa?! Powinien już tutaj być! - majaczył zirytowany Key, zaczynając wręcz powoli odchodzić od zdrowych zmysłów.
Chodził od prawej do lewej, po obszernym salonie, gestykulując nerwowo rękoma, jakby co najmniej miało, to coś dać. Na przykład wyczarować w końcu tego pieprzonego Dinozaura, który już mógł pisać się na doszczętne wyginięcie z jego rąk.
Kim czuł coraz większy niepokój, odnośnie braku kontaktu z przyjacielem. W sumie, jak cała reszta zespołu. Byli dzisiaj w dormie wyjątkowo sami, bowiem dziewczyny były u siebie, w cukierni. Ola, musiała się już powoli spakować do szpitala, dać Gongchanowi, kolejne porady, odnośnie prowadzenia cukierni, kiedy nie będzie mogła być pod telefonem. Blondynka przez mijający od wczoraj wstępny termin porodu, miała spędzić kilka dni w szpitalu na obserwacji. Tak, na wszelki wypadek, gdyby zaczęło się coś dziać.
- Może poznał jakąś dziewczynę i korzystając z chwili, gdzieś wyszli? - zasugerował Tae, drapiąc się po głowie, nieco głupkowato przy tym uśmiechając.
Po chwili poczuł tępy ból z tyłu swojej głowy.
- Ała! Za co?! - jęknął z obruszoną miną, masując obolałe miejsce, bowiem to naprawdę go zabolało! Jego wzrok przeniósł się w tym samym czasie, na wręcz czerwonego już od złości kluczykowego rapera. Kibum, może i był chucherkiem, ale umiał przywalić z siłą. 
- Za gadanie takich głupot dzieciaku! Może i Jong, jest babiarzem, ale nigdy nie zdarzyło mu się tak, aby komuś nie napisał, że się spóźni, bo poznał nową dupę!
Mruczał dalej, ignorując zmarszczone wyrazy twarzy swoich kolegów, którzy, aż czuli ból w uszach od gderliwego głosu czarnowłosego.
Ten dźwięk, można by było porównać do uczucia przejechania tą okrutną stroną kredy po tablicy, która sprawiała przyprawiający, o ból uszu i głowy okropny pisk.
- Kibum, uspokój się. Jest okropna pogoda, może po prostu zasięgu nie mają, czy coś? - Minho, zmierzył zirytowanym spojrzeniem przyjaciela, przekładając swoje długie nogi, kiedy ścierpły mu od siedzenia zbyt długo w jednej pozycji.
- Zasięgu, srasięgu! - brunet uchwycił spojrzenie swojego kolegi, ani myśląc pierwszemu spuszczać wzroku, od tych wielkich żabich oczu. - Nie pieprz mi tu farmazonów żabo! - burknął Kim. Mina wyższego bruneta miała wiele do życzenia, jeśli chodziło, o zachowanie divy.
Wokalista, który był głównym raperem i największym maniakiem mody, zawsze robił z igły widły. Normalnie, jak Marta! Dobrze, że jednak się nie dobrali, bo wszyscy mieliby wieczne pobojowisko w dormie, i trzecią wojnę światową przy okazji. A tfu!
- Ja wam mówię, coś się musiało wydarzyć! - w oczach Kim, pojawiły się łzy. Tae, wręcz od razu przytulił do siebie wątłe ciało przyjaciela, gładząc go po głowie i plecach. Zawsze działało, to na niego uspokajająco.
Onew, stał i przyglądał się temu wszystkiemu z boku, mając poważny wyraz twarzy. Był mocno zamyślony.
Swoje plecy oparł, o ścianę, przy wiszącym telewizorze, aby lepiej każdego widzieć z danej perspektywy.
Nie dość, że martwiła go sytuacja Oli, to jeszcze doszedł ten fakt z brakiem kontaktu z Jonghyunem, i ich hyeongami, z którymi ten pierwszy przebywał. Przez chwilę pomyślał nawet sobie, że świat chyba zwariował, oszalał i chce doszczętnie go zniszczyć od nadmiaru problemów i spraw, jakie go dręczyły ostatnimi czasy. Do tego dochodziło wojsko.
- Słuchajcie... - zaczął poważnym głosem Jinki. - Nie siejmy paniki, jak Kibum. Może wszystko jest dobrze i jak mówił Minho, coś jest nie halo z zasięgiem i nie mają możliwości, aby dać nam znać, że coś się przedłużyło? Zrób sobie melisy Key, albo weź jakieś tabletki na uspokojenie. Po prostu postaraj się uspokoić nerwy i być dobrej myśli. - poważny głos Lee, wręcz od razu powstrzymał bruneta przed kolejnym odpyskowaniem na te śmieszne, jak dla niego, wytłumaczenia.
Szatyn westchnął, i gdy usiadł, potarł swoje skronie palcami, bowiem rozbolała go w danym momencie głowa.
- Hyeong ma rację. Dopóki nie dostaniemy żadnej informacji, postarajmy się myśleć trzeźwo i być spokojni. - odparł Choi, upijając łyk wody z butelki z filtrem. Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości, wyjął telefon z prawej kieszeni spodni z nadzieją, że to od Jonghyuna.
Niestety - bądź stety - była, to Marta.
Miał nadzieję, że może ona odpisze mu coś pozytywnego, w związku z brakiem kontaktu z Jongiem. Na przykład, że jest u nich i wszystko jest w porządku.
Jednakże ku jego obawom, ta odpisała mu, że ani ona, ani Ola, nie mogą również się z nim skontaktować.


Od: Kociak ❤

,, Nie mamy z nim również kontaktu, a co tam? Co się dzieje? 😨 ''


Od: Żabol ❤

,, Sami próbujemy do tego dojść. Na razie się nie martwcie. Damy wam znać, jak coś będzie jasne. Może poznał jakąś dziewczynę i wiesz... 😈 ''


Od: Kociak ❤

,, Oby... Będę czekać na info... Kocham i tęsknię... 😚 ''


Od: Żabol ❤

,, Ok. Również kocham i tęsknie maluszku. ❤ ''


Minho, zdążył odpisać z delikatnym uśmiechem na ustach, kiedy nagle rozdzwonił się telefon Jinkiego.
- Kto to?! - krzyknął roztrzęsiony Kim, wręcz wyrywając się z uścisku przyjaciela. Podbiegł do lidera, patrząc na niego tym nerwowo wyczekującym wzrokiem.
- Menadżer. - odparł poważnym tonem Jin. Poczuł, jakby oblewał jego ciało zimny pot, kiedy tylko pomyślał, że wydarzyło się coś złego. Oblizał pośpiesznie swoje wargi, i odebrał w końcu połączenie, przystawiając telefon do ucha. - Witaj ajushi. - jego nogi zaczęły ciągnąć go w stronę przyjaciół, wymijając zdezorientowanego i sfrustrowanego bruneta. - No właśnie dzwoniłem w sprawie Jonga, bo nie możemy się do niego dodzwonić, ani do Jinho, i Taeyanga - westchnął, przeczesując drżącą ręką swoje włosy do tyłu. - Ok, już włączam. - odparł, aby odsunąć telefon od ucha. Włączył system głośnomówiący, aby wszyscy mogli słyszeć głos ich menadżera.
- Witajcie... - mężczyzna w średnim wieku odparł dość smutnym głosem, przez co już chyba każdy mógł poczuć tą dziwną atmosferę, jaka zaczęła się robić dookoła.
Powietrza, jakby nagle brakło w pomieszczeniu, przez co każdemu z osobna zaczęło robić się duszno. Do tego dochodziły te specyficzne ciarki i uczucie stresu, jakie zawsze czuje człowiek, w niepokojących, bądź nerwowych dla niego sytuacjach.
- Mam informację odnośnie waszego przyjaciela, Kim Jonghyuna, jak i jego ochroniarzy. - menadżer zrobił na chwilę pauzę. - Już wiem, co się stało i nie są to dobre wiadomości. - westchnął, a w słuchawce zapanowała cisza. Już samo westchnięcie i przekleństwo wzbudziło ogromny niepokój. Na twarzach chłopaków nastała powaga, i pewnego rodzaju strach. Każdy zaczął patrzeć po sobie, jakby doszukując się pewnego rodzaju wsparcia i dezaprobaty na to, co mieli zaraz usłyszeć. Czyżby przeczuwali, co mogło się wydarzyć danego wieczoru?

- Jonghyun, wraz z Jinho i Taeyang, mieli wypadek samochodowy. - zaczął w końcu mężczyzna, będąc na trybie głośnomówiącym. Każda para oczu przeniosła się teraz na telefon, trzymany przez starszego Lee. Gdyby opisać aktualny stan koloru cery młodych mężczyzn, bez problemu można by było porównać ich z śnieżnobiałą ścianą. - Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód dostawczy wpadł w poślizg i wjechał na przeciwległy pas, pod nadjeżdżające auto chłopaków. - tłumaczył menadżer. Nagle głos mu się załamał, przez co zespół już zaczął sobie coraz, to bardziej uświadamiać, co chce im przekazać. - Jinho i Taeyang zginęli na miejscu. Jonga, znaleźli nieprzytomnego, w ciężkim stanie, jednak... - menadżer zamilkł, kiedy to ogromna gula stanęła mu w gardle. Nie potrafił powiedzieć tego głośno. 
 - Co z Jonghyunem?! - Krzyknął zrozpaczony Kibum, nie potrafiąc zdzierżyć dłużej tej narastającej niepewności i strachu, że jego podejrzenia zaraz mogą się ziścić. Nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić. Myślał, że to jakiś koszmar, albo pieprzony żart!
- Przykro mi kochani, nie udało się go uratować. Kim Jonghyun, nie żyje. Zmarł w szpitalu. - drżący głos menadżera, odbijał się niczym echo w uszach członków zespołu. No, bo jak to Jong, nie żyje? To przecież nie mogła być prawda! To byłoby zbyt okrutne! Wszystko się przecież dobrze zaczęło układać! Jak miała też wyglądać teraz przyszłość ich zespołu? Chociaż, ten aspekt - mimo, iż ważny - to w danym momencie nie miał, aż takiego znaczenia z tym, że cała czwórka, jak i inni, stracili właśnie przyjaciela...
- Nie, nie, nie, nie! - zaczął krzyczeć coraz, to bardziej roztrzęsiony młodszy Kim. Łzy diametralnie napływały mu do oczu. Spływały po jego gładkich policzkach, tworząc mokre i słone ścieżki, aż do podbródka. Serce rapera, jak i reszty zespołu, zostało okrutnie złamane, zawiedzione, bowiem mieli jakąś cząstkę nadziei, że ich obawa, o możliwej tragedii przyjaciela, jednak się nie ziści. Przez chwile mieli dobre myśli, że przynajmniej on przeżył ten wypadek. Mimo wszystko, dana informacja najbardziej uderzyła w Kibuma, przez co czuł się tak, jakby w jego ciele właśnie rozpoczęła się destrukcja świata. Jego świata.
Nie mógł w to uwierzyć. Zginął jego najlepszy przyjaciel, kumpel od wygłupów i kawałów. To, on najczęściej go pocieszał, przytulał, wysłuchiwał, kiedy było źle i było to też na odwrót. Jonghyun, dla reszty chłopaków też był ważny i miał z nimi dobre relacje, jednak to z Kibumem, łączyło go najwięcej.
Key, chwycił pierwszą napotkaną rzecz na drodze jego ręki.
Był, to ozdobny talerz z jakimiś słodkościami. Zamachnął się i w całych tych złościach, rozpaczy, i furii, cisnął talerzem przed siebie. Przedmiot poleciał kilka metrów, rozbijając się, o antyramę wiszącą przy schodach. Rozbrzmiał się dźwięk tłuczonego szkła. W skutek tego czynu, talerz roztłukł się, a wisząca antyrama z grupowym zdjęciem chłopaków, przekrzywiła się nieco. Każdy z szokiem spojrzał w stronę szkody i zamarł. Nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Szkło antyramy nie pękło na całej długości zdjęcia, a tylko w miejscu jednego członka zespołu. Kim Jonghyuna.
Kibum, widząc co odwalił, wpadł w większą rozpacz, opadając na kolana. Złapał się mocno za włosy, zaczynając wykrzykiwać słowa nienawiści, bólu, rozpaczy, że ktoś raczył odebrać mu przyjaciela! Jego prywatnego anioła stróża!
Młodzi mężczyźni widząc, że raper sobie z tym nie radzi, podeszli do niego, kucnęli i otoczyli ramionami, tuląc go do siebie, jeden po drugim, aby go wesprzeć. Każdy z nich przeżył, to mocno, ale Kibum, najmocniej. musieli się teraz wzajemnie wspierać.
Mężczyzna tak mocno sobie z tym nie radził, że dla jego dobra, musieli wezwać swojego prywatnego lekarza, aby dał mu jakieś środki na uspokojenie. Wokaliści bali się, że z tego wszystkiego, ten zrobi sobie jakąś krzywdę, bowiem Kim szarpał się na lewo i prawo, krzyczał.
Kiedy lekarz przybył po kilku godzinach, przebadał mężczyznę, dał mu zastrzyk na uspokojenie i dodatkowo przepisał leki.
- Miejcie go na oku. Z powodu śmierci waszego przyjaciela, dopadła go depresja reaktywna. To normalne, w takich okolicznościach, jednakże dość niebezpieczne dla posiadacza. W razie co, dajcie mu te tabletki. - lekarz podał pudełko z lekarstwem liderowi grupy. - Troszkę go otumanią, uspokoją jego zszarganą duszę. Jeszcze raz, bardzo mi przykro i ślę kondolencje. W razie co dzwońcie. - odparł i wyszedł. Każdy spojrzał po sobie. Po swoich napuchniętych od płaczu oczach, policzkach, wargach. Cała czwórka wyglądała, jak sto nieszczęść. Key, to już w ogóle, jak milion nieszczęść.
Wokaliści popatrzyli na leżącego już na sofie rapera i westchnęli. Nie dochodziło do nich, co się wydarzyło. Nadal, to było dla nich jakimś koszmarnym snem, z którego zaraz się przebudzą.
- Co robimy? Mówimy dziewczynom? - zagaił Minho, ocierając pośpiesznie łzy z policzków, co było zbędne, bowiem i tak kolejne pojawiły się natychmiastowo.
- Marcie spoko, ale Oli? Boję się. Nie w takiej chwili, kiedy ma zaraz rodzić. - Jinki, włożył dłonie w kieszenie spodni, zwieszając swoją głowę w dół. W końcu uniósł ją do góry, patrząc ze łzami w oczach przed siebie, na rozbitą antyramę.
- W sumie racja... Jednak Marta, też to przeżyje. Wiecie sami, jak czasami buzują jej hormony. - westchnął Choi, po czym opadł na fotel. Pochylił się przed siebie, oparł łokcie na kolanach, aby móc schować twarz w dłoniach. W końcu przetarł ją pośpiesznie, patrząc poważnie na przyjaciół. Czuł się tak bardzo pusty w środku, jakby jakaś część jego umarła razem z Kim Jonghyunem. - Jednakże, lepiej byłoby, aby dowiedziały się od nas, nie z internetu, nie sądzisz? - mruknął, robiąc przy tym ten swój poważny wyraz twarzy.
- Gdyby dowiedziały się w takiej formie, lub z telewizji, to nas dosłownie zakatrupią.
Lider pokręcił głową z aprobatą, na słowa dryblasa, wzdychając tak, jakby nawet czerpanie tlenu było dla niego ogromnym wysiłkiem.
- Ty dasz znać Marcie, czy ja? Może na razie tylko jej damy znać? Naprawdę nie chcę, aby Oli, coś się uaktywniło i przeszkodziło przy porodzie. O ile taki nastąpi na dniach. - westchnął główny wokalista, patrząc na bruneta. Oboje wpatrywali się przez chwilę przed siebie.
Jinki, pragnął już, aby jego pierworodny pojawił się w końcu na świecie. Bez komplikacji, szybko i jak najmniej boleśnie dla jego ukochanej. Wtedy byłby również bardziej spokojniejszy.
- Rozumiem, że nie chcesz jej niepokoić, stresować, ale chcę, abyś zrozumiał, o co mi chodzi.
- Dobrze, wiem, o co ci chodzi Choi, po prostu... - Nie dokończył, bo wydobył się dźwięk powiadomienia z czterech telefonów. Każdy z nich - prócz nadal śpiącego Kibuma - dostał powiadomienie z Twittera. Było, to powiadomienie z firmowego konta zespołu, o tragicznej śmierci ich przyjaciela. Po chwili ujrzeli, jak z każdą sekundą przybywa komentarzy. Rozpacz, niedowierzanie i opisy otuchy, wylewały się z fanowskich kont.
- Cholera... - mruknął lider, po czym popatrzył po mężczyznach. - Dobra Choi, daj znać Marcie, a ona najwyżej jakoś delikatnie przekaże, to Oli. Ja... chyba nie jestem w stanie. Jestem tak naładowany tymi wszystkimi emocjami, że chyba zaraz sam zażyję tych tabletek na uspokojenie, przepisane Kibumowi. - westchnął główny wokalista, zaczynając chodzić w tę i z powrotem. - Napiłbym się, a raczej najebał. Najchętniej tak, jak z teściem. To jakiś pieprzony koszmar! Mało śmieszne variety show! - westchnął, po czym udał się do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś dobrego alkoholu. Najlepiej, jakiejś polskiej wódki, która była jego zdaniem najmocniejsza ze wszystkich alkoholi, jakie posiadali w domu.
Taemin, poszedł za nim, nie chcąc dopuścić, aby ten się upijał. Sam czuł ogromny ból i pustkę. Szok nadal się go mocno trzymał, a oczy ani myślały powstrzymywać się od wydalania łez. Jednak do cholery! Jego zdaniem, to nie był idealny czas na upijanie się!
Chwycił wyjętą przez Jinkiego, butelkę - na szczęście - soju, po czym schował ją z powrotem do szafki, zakrywając drzwiczki swoimi nogami.
- Hyeong, nie możesz zatapiać smutków w alkoholu.
- Pff, odezwał się... Zapomniałeś, jaką libację alkoholową sobie zrobiłeś, kiedy Ola, przyłapała cię na zdradzie i się wszystko posypało? - warknął starszy, podchodząc bliżej przyjaciela tak, że ich twarze dzieliły centymetry.
Oboje mierzyli siebie poważnym wzrokiem. Żaden nie miał zamiaru odpuścić temu drugiemu.
- Hyeong! - warknął wkurzony maknae, patrząc wściekle na swojego kolegę. Był obrzydzony faktem, że ten przy takim wydarzeniu, wypomina mu takie rzeczy! - Ogarnij się! - warknął.
- Zaraz zostaniesz ojcem, musisz być trzeźwy i przygotowany na ewentualną asekurację Oli, do szpitala!
- Za kogo ty się masz gówniarzu, aby się tak do mnie odzywać?!
- Za kogo? Za...
- Ej, jeszcze mi tu waszej walki brakuje! Ogarnijcie się do cholery oboje! A ty hyeong...
podchodzący do nich Minho, ze skwaszoną miną i telefonem przy uchu, wskazywał swoim palcem wskazującym lidera. - Ani mi się waż sięgać po alkohol! - rozkazał, dzwoniąc do ukochanej. Już miał coś powiedzieć, kiedy to odezwał się w urządzeniu głos młodej kobiety. - Cześć maluszku. Dzwonię, aby ci coś powiedzieć. Mogłabyś być sama?
- Minho... nie mam nastroju na seks rozmowę. Martwimy się, o Jonghyuna... Wiesz już coś?
- Choi, przekręcił z niedowierzaniem oczyma, że ta mogła pomyśleć, o czymś takim i wymruczał niezadowolonym głosem,
- Yah! Za kogo ty mnie masz co?
- Troszkę za zboczeńca? - droczyła się z nim brunetka.
- Jesteś okrutna... jednak nie czas na śmieszki... - mruknął, i wrócił na tor z myślami, odnośnie tego, co chciał jej przekazać. - To możesz być sama?
- Hmm...
- Najlepiej też usiądź, bo to co powiem, może cię zszokować. - odparł, ledwo co powstrzymując drżący głos. Taemin i Onew, uważnie mu się przyglądali.


*


- No ok, ok... - odparła z niepokojem.
- Już?
- Um, chwilka. - Marta, rozejrzała się dookoła i postanowiła, że zejdzie na dół do cukierni.
Krzyknęła tylko do lokatorki, że schodzi na chwilę na dół i zaraz wraca, ubierając kapcie na stopy. Chyba nigdy nie przywyknie do tego, aby w nich chodzić częściej, niżeli na boso.
Serce waliło jej tak niemiłosiernie mocno, iż miała wrażenie, że to zaraz wyrwie się z jej piersi i gdzieś ucieknie hen daleko. Aby tego było mało, nie wiedziała dlaczego, ale gdzieś z tyłu jej głowy, zaczęły krążyć niepokojące myśli, odnośnie ich związku.
Ostatnio z Choi mieli słabszy kontakt na żywo, częściej pisali, lub widywali się na wideo czacie. Jednakże nie mogła tego zaliczyć, do najczęstszych, przez napięty grafik piosenkarza. Bała się, że może jej ukochany się rozmyślił i w dość szczeniacki sposób chce z nią zerwać... Nie miał czasu, aby się z nią widywać. Często się wymigiwał na ostatnią chwilę, że nie może, bo coś mu wypadło ważniejszego, kiedy to byli już zmówieni. Może uznał, że tak będzie najprościej i najszybciej? Przecież, brak czasu, to był jeden z głównych powodów, przez który gwiazdy się rozstawały. Problem z zagubionym Jonghyunem, to może była jedynie przykrywka? Tak dla zbicia z tropu.
Ba! Nawet takie zagrywki uwielbiają inni mężczyźni. Jest fajnie, miło, dochodzi do spotkania, lub kilku, i nawet nie wiesz dlaczego, a kontakt słabnie i w najgorszym - bądź najlepszym dla kobiet - przypadku, się urywa. Marta, jak i Ola, wiedziały już co nieco na ten temat. W sumie Marta, w szczególności, kiedy kiedyś, to dość często randkowała, w poszukiwaniu drugiej połówki. Niestety bez powodzenia.
Młoda kobieta westchnęła, wracając na chwilę myślami na ziemię, schodząc z ostatniego stopnia schodów. Jednak zaraz ponownie zagłębiła się w swoich obawach, mając w głowie ten dziwny ton głosu Choi. Był taki smutny, jakby co najmniej ktoś umarł, a zarazem surowy, poważny.
Coraz bardziej czuła się zaniepokojona. Jak tak dalej pójdzie, to dostanie ataku serca i padnie na miejscu, albo udusi się po krótkiej chwili, od stojącej guli w gardle.
Brunetka będąc na dole, zapaliła nieduże światełko w kuchni, i usiadła się na krzesełku. W międzyczasie nalała sobie z lekką trudnością wody do szklanki. Chwyciła ją, starając się nie wypuścić z dłoni, ani nie rozlać dookoła przezroczystej cieczy. Dłonie tak jej drżały, jakby miała co najmniej Parkinsona.
Upiła spory łyk, a następnie całą zawartość szklanki, prawie się krztusząc. Czuła, że zaraz zwariuje.
-Wszystko gra? - odezwał się z czułością i niepokojem męski głos w słuchawce.
- Um, tak tak... - odparła pewnie, jednakże w środku jej ciała panował już chaos. - 
Dobra, mogę rozmawiać. - Naprawdę nie była gotowa na rozstanie! Tym bardziej po tym wszystkim, co przeżyła z raperem. Był miłością jej życia! Przynajmniej tak uważała, i miała nadzieję, że z jego strony tak samo sytuacja wygląda. Czuła, i miała nadzieję, że w przyszłości wyjdzie z tego coś więcej, niż tylko związek, lub rozstanie.
Niestety w razie co, za Keya nie będzie w stanie się już zabierać, z różnych przyczyn. Na pewno jedną z nich jest to, iż obiecali sobie, że są jedynie przyjaciółmi i nigdy nie dojdzie do niczego więcej między nimi.
- Ok... - ciche westchnienie w słuchawce. - Proszę, to co ci powiem... nie mów tego na razie Oli, ze względu na jej stan, ok? - kobieta po raz kolejny zauważyła, że głos mężczyzny brzmi jakoś inaczej. Dziwnie. Był taki przybity. To co powiedział jedynie coraz bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że mężczyzna nie ma dobrych wieści dla niej.
To naprawdę koniec?
- Minho, czy ty... - zawahała się, a głos jej niebezpiecznie zadrżał, zdradzając osobie po drugiej stronie słuchawki, iż jest zestresowana.
Marta, przygryzła swoją dolną wargę, a po chwili paznokieć palca wskazującego, od lewej ręki. Ręce jeszcze bardziej zaczęły jej się niemiłosiernie pocić i trząść od tego stresu. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jej kręgosłupie.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że to koniec? - jej głos ponownie zadrżał. Przymknęła mocno swoje powieki, jak gdyby bała się czegoś zobaczyć przed sobą. - Znudziłam ci się i chcesz ze mną zerwać? - głos jej niebezpiecznie zadrżał, czego nie dało się ukryć. Ganiła się w myśli za bycie taką miękką ''dupą''.
- Że co?! - odezwał się zaskoczony głos jej ukochanego.
Chyba czegoś takiego się nie spodziewał. Słychać było w słuchawce, jak wzdycha. No, bo jak ona mogła, o tym pomyśleć?! No jak?!
- O rany, skarbie... - zaczął spokojnie, chociaż przez te wszystkie emocje, było mu naprawdę ciężko. -  Naprawdę nie czas na takie głupoty. To co ci powiem, jest gorsze od...
- Głupoty?! Nasz prawdopodobnie rozpadający się związek nazywasz głupotą? - załkała pretensjonalnie, wstając gwałtownie ze stołka, na którym siedziała.
- Jaki związek? Rozpadający się? Marta, bez jaj, o co ci...
- Już wiem! Zdradziłeś mnie?! - zielonooka wtrąciła mu się w słowo, prawie jęcząc. Na myśl, że brunet mógłby ją zdradzić, wręcz oczy jej się zaszkliły, a serce nieprzyjemnie zakuło. Nagle nawet brakło jej powietrza w płucach.
Do tej pory pamiętała całą tą sytuację z Kibumem, i jak to przeżyła. Nie wiedziała, czy podobną sytuację przeżyje ponownie, czy zgnije pod powłoką chusteczek i opakowań po lodach.
Po drugiej stronie wydobyło się coś na pozór klepnięcia skóry. Zapewne Choi klepnął się z niedowierzaniem roztwartą dłonią w czoło.
Kolejne westchnienie wydobyło się z ust mężczyzny.
- Maluszku... - zaczął spokojnie ciemnooki. - Masz okres, czy jak? Albo napięcie przedmiesiączkowe, że się tak zachowujesz?
- Ja ci dam zaraz napięcie...
- Marta, do cholery proszę, daj mi powiedzieć! - wręcz warknął w słuchawkę, bo dłużej tego absurdu znieść nie mógł. - Wybacz mi to uniesienie, ale to naprawdę nie czas na takie nonsensy. Stało się coś naprawdę poważnego... - mruknął podirytowanym, ale już nieco spokojniejszym głosem. - Nie zdradzam cię, nie zdradziłem, nie zamierzam cię zdradzać... - wymieniał. - Nie chcę się z tobą rozstawać i tak, nadal cię kocham, zadowolona?
Młoda kobieta słysząc te słowa, w akompaniamencie lekko sepleniącego i czułego głosu Minho, wręcz odpłynęła, i odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jakby przeżyła zerwanie z tą seksowną żabą. Nie ukrywajmy, było o wiele więcej pięknych kobiet od niej, w których towarzystwie obracał się Minho. Mógł sobie wybierać w tej ''śmietance'', do wyboru, do koloru, a jednak wybrał ją. 
- Um, tak, wybacz. Po prostu... łapią mnie obawy przez, to wszystko, że nam nie wyjdzie. Ostatnio mamy słabszy kontakt, ciągle się wymigujesz od spotkań na żywo, lub przez wideo czat. - tłumaczyła się, nerwowo, nieco szybko i prawie niezrozumiale, co spowodowało chwilę ciszy w słuchawce. Zapewne brunet potrzebował chwili, aby zrozumieć sens wypowiedzianych przez nią słów. Wiadomo, język koreański nie był ojczystym językiem dziewczyny, więc zdarzało jej się niezbyt dokładnie wymawiać niektóre zwroty.
- Rozumiem maluszku i staram się być dostępny w miarę możliwości dla ciebie, jak i innych. Jednakże ostatnio często zmieniają mi się plany na ostatnią chwilę i nic z tym nie jestem w stanie zrobić. - powiedział czule. - Ok, tak, jak wcześniej mówiłem. Coś ci powiem i sądzę, że lepiej będzie, abyś na razie nie mówiła Oli.
- Kochanie, mów o co chodzi, a ja zadecyduję o tym, czy jej powiem, czy nie. Ja wiem, że lada dzień będzie rodzić, ale kurde,  nie róbmy z niej od razu kaleki.
- Nikt z niej nie robi... Eh, dobra, nie ważne. - chwila ciszy w słuchawce. - Zrobisz z tą informacją, co uważasz. Czas mnie nagli, bo chcę, byś dowiedziała się tego od nas, a nie z internetu, czy telewizji. - Miękki i męski głos Choi, ponownie zaczął się nieco załamywać. - A więc... Jonghyun, miał wypadek.
- Co?! Ale, jak to?! - przerwała mu ponowie. Orientując się, przeprosiła go za swój wybuch.
- Podobno samochód ciężarowy jadący z naprzeciwka jechał za szybko, przez co wpadł w poślizg i... uderzył w minivana chłopaków. - raper zamilkł na kilka sekund.
- O mój boże... co z nimi? Co z Jongiem?
- I tu nadchodzi kolejny problem... - zaczął mężczyzna, a jego głos zaczął załamywać się jeszcze bardziej. Teraz, to dziewczyna naprawdę mocno musiała się skupić, aby zrozumieć każde wypowiedziane przez niego słowo. - Tamci zginęli na miejscu, Jonghyuna, ratowali do skutku, jednakże... zmarł w szpitalu.
- C-co?! - krzyknęła brunetka, zakrywając usta dłonią. Serce dosłownie zatrzymało się na chwilę, oczy zaszkliły się, oddychanie stało się jakby cięższe, bolące i palące, niż zazwyczaj. Ponownie dzisiejszego dnia, poczuła na ciele ten zimny i nieprzyjemny dreszcz, towarzyszący stresującym sytuacjom. Gdyby w danym momencie nie siedziała, zapewne nogi by się pod nią ugięły i upadłaby na podłogę. - Minho, nie żartuj tak sobie! To nie Prima Aprilis! - zganiła go, łamiącym się głosem, czując jak rozpacz zaczyna wstrząsać jej ciałem.
- Kochanie, ja nie żartuję. On... naprawdę odszedł. Wiem, że to trudne do uwierzenia, ale tak jest. - tłumaczył spokojnie brunet, chociaż było słychać po jego łamiącym się głosie, że mocno ze sobą walczy, aby nie dać większej wodzy emocjom.
- Boże, nie... to nie może być prawda! To, jakiś chory sen! Marta, obudź się! To tylko ci się śni! - jęknęła, ze łzami w oczach. Po chwili zaczęła wręcz szlochać, bowiem nie mogła w to wszystko uwierzyć. Wiedziała, że jeśli się nie uspokoi, to przyjaciółka pewnie prędzej, czy później ją usłyszy, a tego nie chciała. Chociaż kto wie, czy po jej wcześniejszych wrzaskach, o zdradach, Olka, jej nie usłyszała. Było, to bardziej, niż tylko prawdopodobne, tym bardziej, że brunetka miała donośny głos.
Polka, biła się z myślami, czy powiedzieć blondynce, o tej tragedii, czy nie? Czuła, że w głębi serca powinna jej, o tym powiedzieć, mimo jej aktualnego stanu. Chociaż bała się, że jak ta się dowie, to poród zacznie się wręcz natychmiast od tych emocji. Z drugiej zaś strony jeśli jej nie powie, to ta będzie zła, że każdy zataił przed nią tak ważną informację, tylko dlatego, że jest w ciąży.
- Skarbie... niestety, to prawda. My wszyscy jesteśmy w szoku. Do Kibuma, musiał przyjechać lekarz i dać mu coś na uspokojenie. Dostał takiego szału i szoku, że lekarz powiedział, iż nabawił się depresji reaktywnej. - Minho rozpłakał się, co nie pomagało brunetce,
która również ryczała, jak bóbr.
Ona nie mogła, w to uwierzyć, jak życie bezbronnego człowieka, może zostać utracone przez wydarzenie, trwające ułamki sekund. Zrobiło jej się wręcz słabo.
- Minho, nie mogę tego zataić przed Olą. Musi się dowiedzieć. Jest przecież naszą przyjaciółką. - młoda kobieta była tak zajęta rozmową z ukochanym, że nawet nie usłyszała, jak blondynka schodzi powoli po schodach na dół.
- Czego nie możesz przede mną zataić? - Marta, słysząc głos przyjaciółki i widząc jej sylwetkę ledwo przez łzy, wręcz momentalnie się wzdrygnęła. Zeskoczyła gwałtownie z krzesełka na równe nogi, upuszczając telefon z dłoni na podłogę. Nieudolnie zaczęła ocierać swoje łzy, unikając kontaktu wzrokowego. Podniosła telefon do góry, patrząc tylko na niego. Na szczęście nic mu się nie stało. - Czy ty płaczesz?
- O-Ola? Co tu robisz? - zielonooka zapytała drżącym głosem, wpatrując się w przyjaciółkę. Uśmiechnęła się głupio, w dalszym ciągu unikając wzroku przyjaciółki, jak ognia. Jakby bojąc się, że spojrzenie blondynki wypali jej zaraz jakąś dziurę w twarzy.
Aleksandra, miała hardą minę i ręce skrzyżowane na piersi.
- To raczej, ja powinnam zapytać cię, o to samo. - Stała tak i wyczekiwała na to, co powie dziewczyna.
Marta, szybko przyłożyła telefon do ucha, przypominając sobie, że w sumie przecież kilka sekund temu rozmawiała ze swoim chłopakiem.
- M-Minho?
- Co się tam dzieje?
- Minho, teraz już muszę jej, o tym powiedzieć. Odezwę się później. Kocham cię i trzymajcie się tam. - odparła, rozłączając połączenie, nie dając tym dojść do słowa mężczyźnie. Zwiesiła głowę w dół i przykładając telefon do piersi, rozpłakała się. Nie umiała dłużej tego w sobie trzymać. Udawać, że wszystko jest dobrze i wcale nie płacze.
Młodsza podeszła bliżej przyjaciółki i przytuliła ją mocno do siebie. Zmartwiła się stanem dziewczyny i natychmiast chciała wiedzieć, co się dzieje. Ostatnio z Choi, kłócili się, co ją niepokoiło, bowiem mocno dopingowała owej dwójce. Jednakże na szczęście po ich rozmowach stricte psychologicznych - do czego notabene Olka, była stworzona - ich kłótnie kończyły się pojednaniem. Czy tym razem miało być inaczej?
- A więc? Co się dzieje? To Minho? Powiedział ci coś przykrego? - powiedziała melodyjnym i ciepłym głosem. - Dlaczego płaczesz? Co się dzieje? - dopytywała.
 Starsza z kobiet nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, a kiedy próbowała, z jej ust wydobywał się jakiś bełkot. W końcu kiedy Olka, ostrożnie wtuliła się w nią bardziej, brunetka zaczęła płakać coraz mocniej. Wręcz z ledwością łapała hausty powietrza w usta. - Ej, Marta, co się dzieje? No nie mów, że jednak z tobą zerwał...- jej głos zmienił się teraz w ten poważny, niezadowolony
Polka pogładziła długie i ciemne włosy przyjaciółki. Odsunęła ją w końcu od siebie i popatrzyła w smutne i załamane spojrzenie zielono-niebieskich oczu.
- Minosz, nic złego nie powiedział... - zaczęła, gdy się tylko nieco uspokoiła. Odsunęła się od przyjaciółki, aby wyjąć z apteczki tabletki na uspokojenie i wziąć jedną z blistra. - Po prostu... Przekazał mi takiego newsa, że aż ręce opadają i odechciewa się żyć.
- Jakiego newsa? - Ola, zmarszczyła swoje czoło i brwi, bowiem nic z tego nie rozumiała. Skoro nie powiedział jej nic przykrego, nie zranił, nie zerwał, to o co poszło? Może, jednak dowiedziała się czegoś, o Jonghyunie?
Europejki udały się w końcu na górę. Ola, zaparzyła im herbaty, melisę, bo tak prosiła Marta, twierdząc, że przyda im się coś na uspokojenie. W końcu usiadły na sofie i przez chwilę milczały. W sumie, to bardziej brunetka, nie wiedząc, od której strony to ugryźć, aby powiedzieć przyjaciółce tak dramatyczną informację. Ponaglające wpatrywanie się w nią drugich zielonych oczu nie pomagało.
W końcu odważyła się i powiedziała wszystko to, co przekazał jej ukochany. O wypadku, śmierci Jonga, w szpitalu, popadnięcie w depresję Key'a. Blondynka słuchając uważnie tego wszystkiego, z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem przez zielonooką, wręcz robiła się bardziej blada. Oczy zachodziły szklistą powłoką, wypuszczając na blade poliki srebrzyste łzy. W końcu podobnie do Marty, prosiła, aby ta w taki sposób nie żartowała, bo tak nie można. Starsza z dziewczyn chciałaby, aby to były tylko głupie żarty. Jednak niestety, wszystko było prawdą.
Niska kobieta chciała już coś powiedzieć, kiedy to w telewizji zaczęli mówić, o tym przykrym incydencie. Teraz dopiero do Marty, jak i Oli doszło, co się wydarzyło. Czuły się tak, jakby dostały jakimś obuchem w twarz, albo ktoś wylał kubeł zimnej wody na nie.
- Boże, nie... - szepnęła ciężarna, zakrywając dłońmi swój nos i policzki. Słone łzy zaczęły jeszcze bardziej gromadzić się w jej oczach. Obie nie mogły, w to uwierzyć. Jeszcze chwilę temu widziały się z nim na ślubie, dokładnie drugiego grudnia, później tylko może z dwa, trzy razy. Dziś był osiemnasty grudnia, początek nowego tygodnia. Już było wiadomym, że nie będzie należał do najlepszych.
Młodsza z kobiet była w takim szoku, że cieszyła się, iż siedzi, bo przez chwilę zrobiło się jej słabo i ciemno przed oczyma. Nawet zaczęła oddychać tak, jak kobiety przed porodem: wdech, wydech, wdech, wydech.
To przykre, jakie życie potrafi być krótkie i nieprzewidywalne. Czemu też akurat teraz, kiedy ma się szykować do szpitala, musiała wydarzyć się taka tragedia?
Złapała się za brzuch, przymykając na chwilę swoje powieki. Poczuła nieprzyjemne ukłucie i wzmożone ruchy swojego potomka.
- Ola? Wszystko dobrze? - zapytała z niepokojem brunetka, dotykając dłonią jej ramienia. Właśnie bała się takiej reakcji z jej strony. Ona nie mogła się teraz denerwować!
Europejka, szybko wstała i podała przyjaciółce szklankę wody.
- Tak, wszystko ok. Po prostu dziecko chyba wyczuło stres i poruszyło się mocniej, niż zazwyczaj. - westchnęła i upiła łyk wody. Po chwili nieco się uspokoiła, mimo iż w jej głowie krążyło wiele myśli.
Patrzyła na program telewizyjny, i aż serce ją zakuło, gdy tylko pokazali urywek z dwoma rozwalonymi samochodami. Przód minivana był kompletnie zmasakrowany, gdy samochód dostawczy był prawie, że bez uszkodzeń.
Dziewczyny widząc dalsze informacje, przytuliły się do siebie i opłakiwały przez chwilę śmierć przyjaciela. W sumie, to poniekąd przez jego urodziny, zaczęły utrzymywać częstszy kontakt z całym zespołem. Od razu przytoczyły tę pamiętną noc, uśmiechając się lekko. Zaczęły wspominać te dobre, jak i złe chwile związane z Jongiem. Był szalonym, ale dobrym przyjacielem. Teraz już tylko zostanie w ich wspomnieniach.
- Ciekawe, kiedy pogrzeb? - zagaiła blondynka, kiedy odsunęła się od zapłakanej Marty. Obie był całe czerwone i opuchnięte na twarzy.
Olka, uznała, że chciałby uczestniczyć na pogrzebie Jonga, o ile jej na to pozwoli ciąża i chłopacy - zwłaszcza Onew - nie chcąc narażać ich prywatności na światło dzienne. Tym bardziej, że już cały świat wiedział, że Jinki, ma żonę i zostanie zaraz ojcem.
- Na pewno się, o tym dowiemy, ale sądzę, że szybko zorganizują.
- Mam nadzieję, że uda się nam, a zwłaszcza mi, uczestniczyć
w tym stanie, w ceremonii pogrzebowej.
- No cóż, dużo zależy od twojego samopoczucia i czy mały, eee... Bezimienny synuś nie postanowi postawić swojej małej stópki na tym świecie. - zaśmiała się gorzko brunetka, ocierając chusteczką resztki tuszu, który był rozmazany pod oczyma.
- Jonghyun. - wypaliła nagle zielonooka, patrząc przed siebie, w tylko sobie znany punkt.
- Hmm?
- Nazwiemy go Jonghyun, po Jongu. No wiesz, ku jego pamięci. W sumie podobało mi się w jakiś sposób, to imię. - Ola, odparła pewnym siebie głosem. Spojrzała w dół na swój brzuszek i pogładziła się po nim, uśmiechając się smutno. Maluch poruszył się w jej łonie niespokojnie, jak gdyby na znak akceptacji imienia.
- Wow, jestem pod wrażeniem. Pytanie tylko, co na to Jinki, bo wiesz... w Korei, to raczej ojciec wybiera imię.
- Skonsultuję, to z nim, ale czuję, że przystanie na tym pomyśle. - odparła pewnym siebie głosem. - Tymczasem, sądzę, że raźniej będzie przeżywać żałobę razem z nimi. - Sięgnęła telefon i zadzwoniła do ukochanego, aby z nim porozmawiać i wesprzeć w tych trudnych chwilach. W końcu wyszło tak, że włączyli grupowy czat i wszyscy pogrążyli się w żałobie po Kim Joghyunie.



*


Blask fleszy wręcz oślepiał wszystkich zgromadzonych. Tak bardzo pragnęli, aby paparazzi zniknęli. Zrozumieli potrzebę prywatności rodziny, przyjaciół, znajomych zmarłego. Już nie chodziło, o to, czy ktoś źle wyjdzie zapłakany na tych zdjęciach. Kogo, to w tym momencie obchodziło? Kiedy bliski leżał w trumnie. Chłodny, sztywny, bez życia...
Nikogo...
No właśnie. Chodziło jedynie, o ten cholerny szacunek.
Dlaczego, więc nikt nie dopilnował, aby zniwelować ową sytuację, jaka aktualnie panowała na pogrzebie? Jeśli już tak bardzo firma zgodziła się na uwiecznienie ceremonii, to powinna była zadbać, o to, aby tych dziennikarzy była garstka. A nie całe tłumy.
Na ceremonii pogrzebowej Jonghyuna, znalazła się rzecz jasna, jego cała rodzina, jaki i wszyscy przyjaciele po fachu. Praktycznie całe SM Entertainment.
Wszędzie stały ogromne wieńce z kwiatów i wstąg, tak samo, jak przy trumnie Kim, z jego zdjęciem na czele. Każdy był zapłakany, załamany tym nieszczęsnym przypadkiem losowym.
Kiedy Kibum, dowiedział się, o śmierci Kim, do teraz nie był w stanie się pozbierać, opanować łez, drżenia rąk, nóg. Przecież, to był jego najlepszy przyjaciel! Jak on miał teraz bez niego żyć? Jak miała teraz wyglądać również ich praca, jako zespół? Mieli się rozejść? Trwać w tym wszystkim dalej, ale bez ich kochanego dinozaura?
Kim stał właśnie za Onew, kiedy to wkładali trumnę z ciałem szatyna do samochodu. Widząc to, wręcz załkał, szepcząc pod nosem ,,Dlaczego on?! Dlaczego?''.
Oparł czoło, o ramię lidera. W końcu poczuł, jak mężczyzna obraca się bez słowa i wtula go w swoje ciało.
Kibum, wybuchł gorszym szlochem, a reszta, jakby tchnięta jego bólem serca, również uroniła kolejne łzy.
Na ceremonii były również dziewczyny, kryły się w tłumie, pod maseczkami, próbując nie zwariować od błysków fleszy. Zastanawiały się, jak chłopacy to wytrzymywali? Przecież, aż ledwo co widziały! Przez te dziwne plamki przed oczami.
Nie chciały zostać w jakiś sposób ''rozpoznane'', zapamiętane, aby później nie było, o nich jakiś plotek w internecie, czy czasopismach. Obie tak naprawdę zastanawiały się, czy to dobry pomysł, aby się razem ze wszystkimi udać na ceremonię. Jednak, jakby nie patrzył, zmarł przyjaciel mężczyzn ich życia, jak i pewnego rodzaju i ich...
Stały gdzieś w tłumie, między innymi sławnymi osobami, wtapiając się w go. Witały się dyskretnie ukłonem z osobami, które znały. Wymieniły kilka słów. Zwłaszcza Ola, bowiem, już chyba każdy w SM wiedział, że Jinki, zaraz zostanie ojcem, więc padały pytania, o jej samopoczucie, skromne gratulacje, aby następnie oddać się dalszej żałobie.
Ola, powinna była w sumie od wczoraj iść do szpitala, aby być pod obserwacją, bowiem jej termin porodu się przedłużył, o kilka dni. Jednakże, udało się jej ubłagać lekarza, aby dzisiejszego dnia mogła również pożegnać swojego przyjaciela i po pogrzebie dopiero udać się do szpitala. Ten zgodził się jedynie dlatego, iż ta dobrze się czuła, a badania nie wskazywały jakiś nieprawidłowości.
Po całej ceremonii pogrzebowej, w końcu wrócili do dormu. Marta, starała się być przy Kibumie, który wyglądał niczym wrak człowieka. Chociaż lepszym sformułowaniem byłoby, że jest cieniem owego wraku.
Minho, pozwolił jej na to, wiedząc dobrze, jak blisko byli ze sobą i że przyjaciel zapewne jej teraz potrzebuje.
Mężczyźni wyciągnęli z szafek soju, przygotowali przekąski i zaczęli pić przy zdjęciu Jonghyuna, odbywając z nim ostatni posiłek. Jinki, wraz z Olą, zabrali co było jej potrzebne do szpitala i pojechali do niego. Lee niestety nie mógł być z ukochaną przez fakt, iż nie wiadomym było, czy dzisiaj odbędzie się poród, a to czy ktoś go rozpozna, to już miał w poważaniu.
Polka miała przejść jeszcze kilka badań i dopiero lekarz miał stwierdzić, czy będą wywoływać jej ciążę, czy poczekają, aż mały sam zechce wyjść na świat.
Kiedy Onew, wrócił do dormu, każdy już miał w sobie co nieco promili.
Westchnął na to i udał się przebrać, w coś bardziej wygodnego. Może do końca nie wypadało, ale postanowił ogarnąć w pokoju, specjalnie przygotowanym dla jego przyszłego dziecka. Czuł ogromny stres, ale i radość. Nie wiedział, jak sobie poradzi, jednak był dobrej myśli, że jednak da sobie radę. Nawet jeśli często nie będzie mógł być przy żonie i dziecku, przez odbywaną służbę wojskową.
Na szczęście będzie miał kilka dodatkowych dni wolnych więcej od chłopaków, ze względu na to, iż
zostanie świeżo upieczonym ojcem.
Gdy w drodze do szpitala, żona zasugerowała mu, aby nadać imię dziecku po zmarłym przyjacielu, ten nawet nie oponował. Uważał, że to będzie dobry pomysł. Powinni się cieszyć, że Kim trafił do lepszego miejsca, i nie czuć smutku i przykrości, gdy będą wymawiać imię przyjaciela, w kierunku swojego dziecka.
Wpierw w planach było, aby Ola, zamieszkała z ich synem w jego mieszkaniu. Jednakże oboje stwierdzili, że lepiej będzie, jak obie dziewczyny,  przeniosą się na razie do dormu. Marta, będzie miała Olkę, na oku, a mieszkanie w cukierni na razie zaczną wynajmować Gongchan z Sujuną.
Kiedy już wszystko było ogarnięte, lider zszedł na dół do reszty, aby razem z nimi wypić i zjeść ostatni raz ze zmarłym przyjacielem.
- Jong, twoje zdrowie. - upił kieliszek wódki na raz, marszcząc się przy tym lekko. Nie miał zamiaru za dużo pić, aby w razie co być w stanie pojechać do ukochanej, kiedy będzie się coś działo.
Niby powinien mieć już gdzieś, że paparazzi będą go zaraz śledzić z Olą, dzieckiem, robić przy tym zdjęcia, i ujawniać, to w prasie. Przecież jest po ślubie, ma ukochaną połówkę, za chwilkę i maleństwo, powinien się nawet cieszyć, że o nim mówią, piszą. Przecież, to tylko nabiją większą popularność, prawda? Jednakże Lee od zawsze był zwolennikiem prywatności i starał się bardzo mocno trzymać wiele rzeczy poza światłem dziennym. O ciąży Polki przecież też każdy dowiedział się dopiero, gdy ogłoszono, że lider się żeni. Stwierdzili, że zaryzykują i zostaną szczerzy z fanami, odnośnie zmian w życiu lidera Shinee. Sam pamięta, że nie było łatwo, a wręcz dość podobnie, jak w przypadku Chena z Exo. Jednakże, fani w końcu zrozumieli pewne rzeczy i mimo, iż kilku ubyło, to zostali ci, co naprawdę szczerze życzą swoim idolom.
- Jak tam samopoczucie? Wiadomo, czy Ola, dzisiaj będzie rodzić, czy nie? - zagaił Tae, biorąc do ust trochę kimchi.
- Na razie nic nie wiedzą. Mieli jej zrobić badania i dopiero wtedy ustalić, co robią dalej. Wywołują, czy czekają.
- Kumam. Oby wszystko było dobrze. - Taemin, uśmiechnął się smutno, trzymany dalej emocjami związanymi z pogrzebem. Zerknął na brunetkę, tulącą do siebie Kluczyka. Widok załamanego przyjaciela, bolał równie mocno, co śmierć tego drugiego. Cieszył się jednak, że chociaż ktoś inny od całej czwórki, mógł wspierać ich rapera, w tym trudnym dla niego czasie.
- Hyeong, wybacz, że nie cieszę się na narodziny twojego potomka, jednak cała sytuacja z Jongiem... - Przerwał momentalnie Kibum. Kocie oczy bruneta zaszkliły się niebezpiecznie.

- Kibum, spoko, rozumiem. Sam przeżywam, to wszystko podobnie. Niby się cieszę, ale śmierć naszego przyjaciela mocno odbiła się na moim samopoczuciu. - lider przeczesał swoje włosy do tyłu, ocierając po chwili pośpiesznie oczy. - Po prostu musimy, to wszystko przeżyć. - stwierdził, polewając reszcie kolejną kolejkę soju. Siebie ominął, bowiem miał jakieś dziwne przeczucia, że dzisiejszej nocy, bądź następnego dnia, zostanie oficjalnie ojcem.
Marta, szybko wtuliła się mocniej w przyjaciela, przeczesując kruczoczarne włosy. Bardzo dobrze wiedziała, iż ten potrzebuje teraz wsparcia i bliskości. Oczywiście, jak wszyscy, to
jednak młodszy Kim miał najmocniejszy kontakt z drugim, starszym Kim'em.
Polka wstała i udała się do kuchni, aby zaparzyć przyjacielowi herbaty na uspokojenie. Tabletek brać nie chciał, widocznie wolał się upić i mieć ogromnego kaca na drugi dzień, niż spokojnie, to wszystko przeboleć.
Całe późne popołudnie i wieczór, minął im na rozmowach, wspominaniu zmarłego i modlitwach za niego. W końcu, gdy było już późno, każdy stwierdził, że przyszłą pora iść spać. Tak, jak każdy podejrzewał, Key upił się, jednak w końcu musiał przestać. Chociażby dla własnego dobra.
- Minho, może... dzisiaj z nim zostanę i będę spać obok? Będziesz miał coś przeciwko? - nieśmiały głos dziewczyny, trafił do wysokiego rapera. Jego oczy wpatrywały się w nią uważnie, a głowa walczyła z lekko zazdrosnym sercem.
- Proszę, on mnie dzisiaj potrzebuję. Wiesz przecież, że...
- Dobrze, ufam ci. - odparł, przerywając jej tym słowo. Popatrzył z westchnieniem na pijanego przyjaciela, który leżał na sofie niczym żaba na liściu. Grymasił coś pod nosem, przeklinając wszystkich bogów w niebie, jacy to są niesprawiedliwi. - Hyeong, pomożesz mi go zabrać do pokoju? - wspomniany spojrzał na młodszego mężczyznę i skinął twierdząco głową.
- Pewnie. - skwitował i popatrzył na brunetkę z wdzięcznością, że tak czule opiekuje się jego podopiecznym.
- Super, dziękuję za wyrozumiałość kochanie. - Marta, odparła ze smutnym uśmiechem, ciągnąc Choi za rękę, aby ten pochylił się w jej stronę. Kiedy to zrobił, pocałowała go czule i namiętnie w usta. - W sumie łóżko Kibuma, jest na tyle duże, że mógłbyś spać z nami. - dodała szybko, po chwili mając wrażenie, że Minosz, jest lekko zdegustowany.
No, bo przecież też przeżywa równie mocno śmierć przyjaciela, co Kim, prawda? Więc, kto ma go niby pocieszać? Poduszka?
- W porządku, możesz spać z nim sama. Przeżyję jakoś tę noc bez ciebie. - uśmiechnął się gorzko, udając, że w ogóle nie jest ani odrobinę zazdrosny. Jednak brunetka znała już jego pięćdziesiąt twarzy Żabola na wylot. Popatrzyła na niego smutno, podchodząc bliżej. Wtuliła się mocno w jego wysportowane ciało, obejmując je rękoma dookoła. Zaskoczony raper popatrzył na nią pytająco. W końcu ich spojrzenia spotkały się ze sobą.
- To może inaczej. Część nocy spędzę z nim, a część z tobą, dobrze? Nie chcę po prostu, aby Key zrobił sobie jakąś krzywdę. Wiesz bardzo dobrze, że on tylko gra takiego twardziela, a w rzeczywistości jest miękką dupą.
- Wcale nie jestem miękką dupą, ty mały diable! - burknęła pijana Diva, celując w nich pretensjonalnie swoim zgrabnym palcem odzianym w pierścionek. - I masz spać dziś ze mną! On i tak zdąży się tobą nacieszyć, bo planuje... - w tym momencie Taemin, spojrzał na niego zaskoczony.

- Oh, hyeong, co ty tam bredzisz. Lepiej, jak pójdziesz spać. - zaśmiał się nerwowo młodszy Lee, patrząc na wyraz twarzy Minho, który po raz kolejny prawie zgubił całą szczękę, i doznał zawału serca.
Gdyby nie fakt, że Taemin, zdążył zareagować i zakryć usta Kibuma, to cały plan Choi odnośnie zaręczyn po wyjściu z wojska, szlag by trafił. I to po raz kolejny! Przez tego samego osobnika!
- Oh, no tak! Wybacz ropuszko. - zaśmiał się Kim, wykrzywiając swoje usta w kolejnym głupim uśmieszku.
Polka popatrzyła na nich z politowaniem, nie rozumiejąc, o co im znowu wszystkim chodzi. Lider też zabijał właśnie wzrokiem rapera, który nieudolnie poprawił się do pozycji siedzącej na sofie.
- Dobra, idziesz z nami. - zarządził w końcu główny wokalista, podnosząc razem z Choi, wątłe zwłoki pijanej divy. Zanieśli go na górę, jak prosiła Marta, która chwilę po nich, udała się do odpowiedniego pokoju z miską i ciepłą herbatą miętową. Została tam z przyjacielem do połowy nocy, jak obiecała ukochanemu. W tym czasie Kim walczył ze sobą, płakał, krzyczał, śmiał się. Na szczęście nie wymiotował i z każdą chwilą uspokajał się coraz, to bardziej w objęciach kobiety. Gdy jasnooka stwierdziła, że z Kibumem, już nieco lepiej, udała się do pokoju ukochanego. Myślała, iż ten już śpi, jak zabity. Zapewne nawet nie obudzi go fakt, iż ta wróciła. Nic bardziej mylnego. Jakież było jej zaskoczenie, gdy ujrzała, że nie śpi, tylko czyta jakąś książkę. Jak tylko zamknęła za sobą drzwi, ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. Mimo, iż w pokoju panował półmrok od lampki stojącej przy łóżku, to z każdym kolejnym krokiem w stronę łóżka, zielonooka mogła zauważyć ulgę na twarzy chłopaka.
- Oh, nie śpisz jeszcze? - zapytała czule, całując pełne usta na powitanie. Wsunęła się pod kołdrę obok ukochanego i zerknęła na czytaną przez niego książkę. Uśmiechnęła się, widząc kryminał, jaki mu pożyczyła.
- A tak jakoś. Wydarzenia sprzed kilku dni nie dają mi spać. - westchnął. Odłożył książkę na bok i objął ramieniem ukochaną. - Tęskniłem. Mocno. Bardzo mocno. - mruczał czule w jej usta, ujmując delikatnie jej podbródek. Pocałował ją namiętnie i uśmiechnął się pod nosem, słysząc zadowolone westchnienie ukochanej. - Jak tam Kibum?
- Śpi, jak małe dziecko. Jestem trochę okrutna, ale dosypałam mu do herbaty troszeczkę leku nasennego, aby uspokoił się, szybciej zasnął i spokojniej spał.
- O ty cwaniaczku. Tylko, on pił i...
- Spokojnie, nic złego się nie stanie. - uśmiechnęła się do niego i zaczęła ziewać. - Pora spać, aby być gotowym na dobre nowiny ze szpitala.
- W sumie racja. - uśmiechnął się, gładząc jej chłodne ramię. W końcu ułożyli się wygodniej do spania i po chwili zasnęli.


*


Kiedy wszyscy już poszli spać, Onew udał się pod prysznic. Telefon nie rozstawał się z nim ani na chwilę. Był w gotowości, aby pojechać do szpitala i być przy swojej żonie w tej trudnej dla niej chwili.
Po odbytej kąpieli wziął ze sobą laptopa i puścił sobie jakiś koreański serial. Nie mógł zasnąć, wyczekując niecierpliwie wiadomości od ukochanej. Było już po północy, a on nie dostał od Oli, żadnej odpowiedzi, odkąd rozstali się przy szpitalu. To go z lekka irytowało.
Postanowił, że zaryzykuje i zadzwoni do niej, aby się dowiedzieć, co się u licha z nią dzieje? No, bo jak ona tak może trzymać go w niepewności?!
Sięgnął telefon z szafki nocnej i wykręcił do ukochanej numer. Kiedy ta odebrała, słychać było, jaki ma zaspany głos.
- Um, Onew?
- Oh, obudziłem cię?
- No tak.
- Wybacz... - przygryzł dolną wargę,
drapiąc się w tył głowy, bowiem było mu trochę głupio, że ją obudził.
-
Czemu dzwonisz? Czegoś zapomniałam? - w słuchawce rozległo się westchnienie.
- No, jak to czemu? Nie dajesz mi znaków życia, nie piszesz, czy wszystko dobrze z tobą, dzieckiem. - mruczał niezadowolony, wstając z łóżka. Postanowił, że zacznie chodzić w tę i z powrotem, aby uciszyć narastające w nim zdenerwowanie.
- Wybacz, ostatnie wydarzenia, ten pogrzeb i dzisiejsze badania mnie tak wykończyły, że padłam po nich i poszłam spać. Wszystko z dzieckiem w porządku. Badania też przebiegły dobrze i... prawdopodobnie lada chwila może się wszystko zacząć. - dziewczyna ziewnęła do słuchawki. a Jinkie'mu, mocno ulżyło, że z nią i maleństwem wszystko dobrze.
- Jeśli chcesz, mogę przyjechać nawet teraz i być z tobą.
- Naprawdę mógłbyś?
- Pewnie, i tak nie mogę zasnąć i sądzę, że jako przyszłego ojca wpuszczą mnie do ciebie. No i nikt się tam teraz nie kręci, więc mniej gapiów przyciągnę. - westchnął, szukając już sobie jakiś ubrań.
Dowiedział się, na jakim oddziale i sali leży jego ukochana i czym prędzej ubrał się do wyjścia. Nie chciał na razie nikogo budzić i alarmować, więc po prostu napisał na ich głównej grupie, że jedzie do blondynki, aby być przy niej i wyczekiwać dziecka, bo pierwsze skurcze mogą zacząć się w każdej chwili.
Dojazd do szpitala nocą przez Seul, zajął mu jakieś dwadzieścia minut.
Kiedy dojechał, założył na głowę granatową czapkę i czarną maseczkę. Śnieg delikatnie prószył z nieba, okalając puste ulice i chodniki śnieżnobiałym puchem.
Na szczęście Lee, nie miał problemów z udaniem się do ukochanej. Pielęgniarki w recepcji były naprawdę bardzo miłe i wyrozumiałe. Nawet dowiedział się wszystkiego odnośnie wyników badań.
Kiedy stał już pod odpowiednimi drzwiami, westchnął, czując, jak jego serce zaczyna bić coraz, to szybciej. Przy drzwiach wisiała plakietka z imieniem i nazwiskiem młodej kobiety. Uśmiechnął się pod nosem. Czuł się tak bardzo przerażony, ale i szczęśliwy.
Zapukał do drzwi, a nie słysząc odpowiedzi, wszedł po cichu, nieco zaniepokojony brakiem odpowiedzi.
- Ola?
Ujrzał, jak delikatnie światło lampki, oświetla całe pomieszczenie, jak i postać leżącej dziewczyny. Była odwrócona tyłem do drzwi, leżąc na boku, okryta kołdrą po same ramię.
Mężczyzna wszedł po cichu do środka, zamykając w ten sam sposób drzwi.
Rozejrzał się po pokoju. Przy łóżku stało coś na pozór małego łóżeczka na kółkach, dla niemowlęcia. Kawałek dalej tak zwany przewijak. Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno. Przy nim stały dwa fotele z funkcją spania dla przyszłych ojców, wyczekujących porodu ukochanych. Stoliczek z nawilżaczem powietrza i jakimś wazonikiem z kwiatkami.
Lee obszedł łóżko dookoła i przysiadł na krzesełku przy łóżku ukochanej. Spała, mając lekko podpuchnięte powieki. Zapewne miała chwile słabości na myśl, o wczorajszych wydarzeniach.
Delikatnie przeczesał jej kilka niesfornych kosmyków za ucho, uśmiechając się czule. Serce biło mu bardzo mocno.
- Już jestem kochanie. - szepnął czule i ujął jej drobną dłoń w tę swoją, nieco większą i pogładził jej wierzch. Dziewczyna nadal się nie zbudziła. Jinki, nie chciał jej budzić specjalnie. Uznał, że lepiej będzie, jak ta nabierze odpowiednią ilość siły na wyczekiwane przez nich wydarzenie. - No Jongi, nie wymęcz za bardzo mamusi, ok? - westchnął, patrząc w stronę ukrytego brzucha pod kołdrą. Posiedział tak jeszcze chwilkę i stwierdził, że położy się na fotelu i spróbuje przysnąć. Czuł się coraz, to bardziej zmęczony. Nawet nie wiedział kiedy, a zasnął.
Obudziło go lekkie szarpanie i wołanie jego imienia. Niechętnie rozchylił swoje powieki, widząc przez chwilę, jakby przez mgłę, jakąś sylwetkę stojącą naprzeciwko. W pierwszej chwili nieco się przestraszył, bowiem w pomieszczeniu panował półmrok. W końcu dojrzał, że to lekko spanikowana Ola.
- Kochanie, obudź się. Onew? Obudź się proszę. - mówiła lekko zdenerwowanym głosem, jakby się co najmniej coś paliło.
- Hmmm, co się dzieje? - zapytał i zaczął się podnosić do siadu, rozciągając się przy okazji. O dziwo nic go nie bolało. - Witaj skarbie. Jak się czujesz? - przysunął się bliżej, dopiero teraz dostrzegając, że dziewczyna trzyma się pod brzuchem. Spojrzał na nią pytająco.
- Jinki, zaczęło się. Wody mi odeszły! - jęknęła, patrząc z lekkim przerażeniem w oczach. W końcu zerknęła w dół, na swoje nogi. Lee wręcz od razu wstał z fotela i również spojrzał w dół. Przez to, że młoda kobieta miała na sobie luźną piżamę do kolan, mógł dostrzec mokre ślady na jej nogach.
- Cholera, już wzywam pielęgniarkę. - odparł, i buchnął do pilocika leżącego przy łóżku, włączając guzik wzywający pielęgniarkę. Po chwili przybiegła pielęgniarka z położną i zaczęła się akcja wyczekiwania na przyjście nowego życia na świat.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz